Urodzony w Nadrożu i blisko związany z Rypinem filozof, profesor Mieczysław Gogacz dzieli się z nami wspomnieniami ze spotkań z Ojcem Świętym Janem Pawłem II.
Wrzesień 1985 w Rzymie
Spotkania z Ojcem Świętym pozostają w pamięci. Zawsze są niezwykle doniosłe i wyznaczają kilka poziomów wydarzeń. Najpierw jest to poziom wydarzeń religijnych. Spotykam bowiem Ojca Świętego jako widzialną Głowę Kościoła, który współstanowię. Jest to jakby doznanie i umocnienie wiary w samym jej źródle. Z kolei jest to poziom wydarzeń teologicznych. W czasie rozmowy bowiem, zwierzane papieżowi problemy teologiczne uzyskują naświetlenie i ukierunkowanie, z których korzystam w swoich przemyśleniach i książkach. Część tych wydarzeń teologicznych pozostaje tajemnicą, część natomiast na tyle, na ile pozwala takt i szacunek wobec Ojca Świętego uzyskuje wyraz publiczny. Wtedy gdy uznam, że stanie się to dobrem dla czytelników, wciąż oczekujących umocnienia przez słowo i myśl papieża. Jest to wreszcie spotkanie z wielką osobowością człowieka bardzo mi bliskiego, kiedyś Kolegi w zespole pracowników naukowych KUL. Ta pamięć nie przesłania świadomości, że rozmawiam z Wielkim Człowiekiem i Wysoką Osobistością Kościoła katolickiego.
Swoje pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym w roku 1980 opisałem w książce Dziesiątek różańca refleksji. Spotkania, które były moim udziałem w roku 1985, także domagają się zewnętrznego wyrazu.
Gdy się już jest w Rzymie, stają się możliwe przynajmniej trzy spotkania z Ojcem Świętym. Pierwsze zdarza się zawsze na audiencji publicznej. Tym razem była to audiencja środowa na placu przed Bazyliką Świętego Piotra 4 września 1985. Dzięki opiece siostry zakonnej z Afryki, a kiedyś mojej studentce na KUL, uzyskałem miejsce w sektorze polskim przy balustradzie, to znaczy z możliwością bezpośredniego spotkania się z Ojcem Świętym. Papież szedł powoli wzdłuż balustrady, podając dłonie osobom, które mogły je dosięgnąć, ze wzrokiem skierowanym do wnętrza sektora. Kiedy znalazł się przy mnie, powiedziałem:
- Filozofia tomistyczna prosi Waszą Świątobliwość o błogosławieństwo.
- A, pan Mieczysław - odpowiedział papież patrząc już teraz na mnie.
- Państwo Stępniowie i moi rodzice pozdrawiają serdecznie Waszą Świątobliwość
- powiedziałem dalej, żeby zyskać na czasie i usłyszeć jeszcze choć kilka słów papieża, skierowanych do mnie.
- A co u ciebie? - zapytał Ojciec Święty.
- Chciałbym w pobliżu Waszej Świątobliwości umocnić swoją refleksję teologiczną.
- Jak długo tu będziesz?
- Dwa tygodnie.
- To będą okazje do tego umocnienia.
I Ojciec Święty przeszedł dalej do innych wyciągniętych rąk i wpatrzonych w niego oczu.
Ta pierwsza rozmowa zapisała mi się w pamięci, podobnie jak pierwsza rozmowa w roku 1980.
Mieszkałem tym razem także w domu Corda Cordi przy via Pfeiffer 13. I któregoś dnia zadzwonił do mnie ks. prałat Stanisław Dziwisz, że Ojciec Święty mógłby porozmawiać ze mną podczas kolacji. Byłem zaproszony na godzinę dwudziestą do Castel Gandolfo, gdyż tam we wrześniu mieszka Ojciec Święty. Wyszedłem o wiele wcześniej, w upalne późne popołudnie, i na placu przed zamkiem, w jednej z kawiarenek uzupełniłem ubranie zgodnie z protokołem uroczystej dla mnie kolacji.
Straże papieskie były poinformowane i zaprowadzono mnie do saloniku, w którym miał mnie spotkać ks. prałat Stanisław Dziwisz. Zjawił się wkrótce i przeszliśmy do jadalni papieskiej. Za chwilę pojawił się Ojciec Święty i do stołu razem z papieżem zasiadło cztery osoby. Zwykle przedstawia się Ojcu Świętemu ważne według nas sprawy. Także ja byłem zachęcany do podjęcia tych ważnych spraw. Już wcześniej jednak zmieniłem koncepcję rozmowy. Postanowiłem nie przedstawiać spraw, lecz rozmawiać z Ojcem Świętym, tak jak byłoby to dawniej, jeszcze w okresie spotkań na KUL, o tym, czym się przejmuję i żyję. Zacząłem rozważać przemyśliwane przeze mnie problemy metafizyki i mistyki. Mówiłem o tym, jak formułuję i jak według mnie trzeba ujmować zagadnienia metafizyczne, że odbiorcy oczekują ujęć heurystycznych, pokazywania im, jak dochodzi się do twierdzeń o bycie. Mówiłem też, że literatura filozoficzna wskazuje na zagadnienia najpilniejsze. Te najpilniejsze zagadnienia podejmuję na seminariach. Badamy więc na przykład problem stwarzania, aby dostarczać refleksji osobom wciągniętym w tematykę ewolucji. Podejmujemy też wciąż problemy antropologiczne uwzględniając rolę aniołów w wyjaśnianiu istoty dusz ludzkich. Nie pomija się w naszej refleksji także tematu istnienia, wciąż za mało i źle prezentowanego w recepcjach myśli św. Tomasza. Temat istnienia, temat bytu, zarazem temat człowieka w ich metafizycznej wersji pomagają w przejrzystym ukazaniu zagadnień życia religijnego i mistyki. Wciąż bronię w życiu religijnym i mistyce roli intelektu. Ta rola intelektu wyróżnia religijność i mistykę katolicką. Tylko w świetle intelektu i kierowanej przez intelekt woli bierne oczyszczenie człowieka nie jest biernością psychiczną, lecz umiejętnością przyjęcia darów Ducha Świętego. Wywołało to żywą rozmowę na temat duchowości katolickiej, prawosławnej i protestanckiej. Ojciec Święty ożywił się, zapalił, rozluźnił. Wypowiadał swoje opinie. W wielu punktach zgadzał się ze mną i w wielu był innego zdania. Wyrażał to z takim przejęciem, że w pewnym momencie zaniepokoiłem się, czy nie posunąłem się zbyt daleko. Przecież rozmawiałem z papieżem. Spojrzałem na ks. prałata Dziwisza i stwierdziłem, że widzę szczęśliwą twarz. Zrozumiałem, że ks. Prałat nie widzi w tym niczego niepokojącego i cieszy się tą może rzadką chwilą odprężenia i zwyczajnej ludzkiej rozmowy Ojca Świętego.
Zaniedbałem zupełnie jedzenie. Okazało się ponadto, że dawno minął czas przeznaczony na spotkanie. Ojciec Święty mimo wszystko zachęcał, abym przynajmniej zjadł deser. Podziękowałem, nie chcąc jeszcze bardziej przedłużać spotkania. Żartobliwie ustaliliśmy, że deser zabiorę ze sobą. Nie zapakowano mi go jednak i wciąż uważam, że Dom Papieski ma wobec mnie dług, w postaci tego deseru. Przy pożegnaniu Ojciec Święty powiedział, że była to bardzo ciekawa rozmowa. Przyjmuję to jako wysoką ocenę mojego w niej udziału. Ojciec Święty zapytał ponadto o moich rodziców. Wspomniał też, że jakiś czas temu odwiedziła go moja siostra z mężem, profesorem Stępniem, że podziwia jej pracowitość, gdyż przecież prowadzi dom, opiekuje się matką męża i z powodzeniem pracuje w rektoracie KUL.
Do innych naszych znajomych Ojciec Święty mówił, że rzadko go odwiedzam, lecz że zawsze przesyłam mu swoje książki. Chciałbym dodać, że zależy mi na tym, aby w pobliżu Ojca Świętego przebywała także moja myśl. Tak to sformułowałem w dedykacji do książki, którą jako pierwszą ofiarowałem Papieżowi. Potem rozmawiałem jeszcze jakiś czas z ks. prałatem Stanisławem Dziwiszem. Byłem urzeczony elegancją tej rozmowy i wysoką klasą ustalanych przez nas rozwiązań podjętych zagadnień. Ksiądz Prałat umożliwił mi także zwiedzenie drugiego piętra Pałacu Watykańskiego, którego nie znałem, gdyż bywam w Rzymie tylko we wrześniu, a wtedy Ojciec Święty przebywa w Castel Gandolfo.
Spotkałem się także z Ojcem Świętym, razem ze swoim asystentem, na poniedziałkowej rannej Mszy świętej w Castel Gandolfo. Tam zrobiono nam serię zdjęć, które wywozi się z Rzymu jako znak i pamiątkę duchowych wydarzeń.
Czerwiec 1987 w Lublinie
Przed wejściem do gmachu KUL w dniu 9 czerwca 1987 dokładnie kontrolowano dokumenty i zaproszenia. Przyłożono mi także do klatki piersiowej aparat do wykrywania metali: zabrzęczał w zetknięciu z metalowym długopisem. Przy kieszeniach marynarki brzęczenie wywołały klucze, a na wysokości kolan parasol. Pogodni i rozbawieni księża studenci, stanowiący służbę porządkową, wyrażali nadzieję, że może chociaż głowa nie spowoduje brzęczenia. Aparat podniesiony na wysokość czoła i okularów, zabrzęczał. Co pan ma w głowie, zapytano ze śmiechem. Odpowiedziałem, że pewnie brzęczą złote myśli. Przepuszczono więc tak cenną osobę. Przed wejściem do auli służbę porządkową stanowili młodzi pracownicy nauki Wydziału Nauk Humanistycznych. Trafiłem na historyków. Uprzejmie prowadząc mnie na wyznaczone miejsce opowiadali, że czytają moje Szkice o kulturze i że to ciekawie naświetla im ich przedmiot badań. Znalazłem się w ósmym rzędzie foteli obok prof. A.B. Stępnia. Było kilka minut po godzinie ósmej. Ojciec Święty miał przybyć do auli o godzinie dziesiątej piętnaście. Czas oczekiwania wypełniało oglądanie na ekranach telewizorów transmisji Mszy świętej, odprawianej na dziedzińcu KUL dla zebranych tam studentów. To oglądanie transmisji powoli przekształciło się w uczestniczenie we Mszy świętej. W pewnej chwili, o dziesiątej piętnaście, zobaczyliśmy na tych ekranach fronton KUL i zatrzymujący się, oszklony samochód papieski. Ojca Świętego witał Senat Akademicki KUL.
Po dłuższej chwili, kiedy to słychać było oklaski, przenikające do auli sprzed frontonu i z dziedzińca KUL, zobaczyliśmy w drzwiach auli Ojca Świętego. Teraz w auli zerwała się burza oklasków. Ojciec Święty podniósł ręce witając wszystkich tym gestem. I szedł powoli przed pierwszym rzędem foteli podając dłonie bliżej znajdującym się osobom. Często kierował wzrok ku wyższym rzędom foteli amfiteatralnej auli i pozdrawiał uśmiechem znajomych, gdy ich rozpoznał wśród sześciuset zgromadzonych profesorów. Doszedł do stopni, prowadzących na podium.
Zasiadł na przygotowanym tronie. Po prawej stronie zajął miejsce biskup kanclerz KUL i dalej księża biskupi. Po lewej stronie tronu siedział ksiądz rektor uczelni i księża kardynałowie: Casaroli, Glemp, Macharski, Gulbinowicz. Uciszyły się wciąż trwające oklaski, wyrażające radość i wzruszenie. Ksiądz rektor wygłosił przemówienie powitalne.
Ojciec Święty w swoim przemówieniu podjął temat człowieka. Nawiązał najpierw do informacji o człowieku, zawartej w Biblii. Według tych Ksiąg, Bóg przedstawia Adamowi stworzenia, a Adam nadaje im imiona. Adam nie jest przedmiotem poznania. Jest podmiotem, który poznaje. W Biblii więc jest ukazana podmiotowość człowieka związana z poznaniem. Z kolei Ojciec Święty podkreślił, że żadna filozofia i żadna teoria teologiczna nie obaliła tego ujęcia. Często tylko sprzyjały deifikacji lub reizacji człowieka, równania go więc z Bogiem lub równania z rzeczami. Te utożsamienia niszczą człowieka, czynią go tym, czym nie jest. Człowiek jednak może nie poddać się tym pokusom, może pozostać człowiekiem, właśnie podmiotem, który poznaje. Pozostaje tym, kim jest, gdy rozpozna i uzna Boga, który jawi się nie tylko jako Stwórca, lecz także jako miara podmiotowości, Bóg sprzymierzony z człowiekiem, Bóg Ojciec człowieka. W tej perspektywie filozofia i teologia wzajemnie się uzupełniają, podają pełną prawdę o człowieku.
I Ojciec Święty stwierdził, że człowiek swoją zdolnością do rozpoznawania prawdy o stworzeniach przekracza świat, że świadcząc o tej prawdzie swymi aktami wolnego wyboru, ugruntowuje w świecie swe miejsce jako podmiot. Troska o zapewnienie tej podmiotowości nazywa się dziś obroną praw człowieka. W przemówieniu Ojca Świętego znalazły się też uwagi o uniwersytecie jako wspólnocie profesorów i studentów, którzy służąc poznaniu i prawdzie kształtują człowieka. Ojciec Święty zachęcał, by tę służbę prawdzie podejmować z miłością do osób, które uczymy, z troską o warunki ich pracy, i do korzystania z ich uzdolnień i wykształcenia. Nie ma bowiem antynomii między nauką a religią. Religia nie ma alienacyjnego charakteru. Jest tylko innym sposobem wyrażania prawdy o człowieku jako podmiocie, transcendującym świat poprzez prawdę. Tę pełną prawdę wyraża uniwersytet katolicki. A KUL skupia ponadto dziejowy proces spotkania kultury Zachodu i Wschodu i jest za wynik tego spotkania odpowiedzialny. Po swym przemówieniu Ojciec Święty, gorąco oklaskiwany, niespodziewanie oświadczył, że każdego z obecnych chce osobiście przywitać i pozdrowić. Wywołało to zamieszanie i dyskusje służb porządkowych. Ojciec Święty żartobliwie powiedział, że dzięki tym dyskusjom na pewno znajdzie się właściwe rozwiązanie. I ksiądz rektor ogłosił, że obecni w auli, oprócz pracowników KUL, którzy mają osobne spotkanie z papieżem, proszeni są o kolejne przedstawianie się Ojcu Świętemu. Natychmiast utworzyła się kolejka, w której ja także się znalazłem. Służby porządkowe zachęciły, aby do papieża podchodzili tylko rektorzy uczelni. Speszyło mnie to, lecz, gdy chciałem opuścić kolejkę, do pozostania w niej zachęcił mnie stojący obok prodziekan Wydziału Nauk Humanistycznych KUL mówiąc, że Ojciec Święty zaprosił przecież wszystkich obecnych w auli profesorów spoza KUL. Pozostałem więc w kolejce. I muszę podzielić się swoją radością ze spotkania. Gdy przyszła moja kolej, Ojciec Święty wyciągnął ręce i powiedział: „Przebywam w kręgu myśli Mieczysława Gogacza”. Odebrałem te słowa jako niezwykle uprzejmą i podnoszącą na duchu odpowiedź Ojca Świętego na przesłane mu moje książki. Zdołałem tylko powiedzieć:
„Bóg zapłać, Waszej Świątobliwości, za listy i wyrozumiałość”. Przyklękając ucałowałem pierścień na ręku Ojca Świętego i już ktoś inny wchodził w swą radość spotkania z papieżem. Wiem, że Ojciec Święty po obiedzie na KUL mówił też żartobliwie do mojej siostry, że zarzucam go książkami mistycznymi i przysparzam mu pracy. A we wcześniej przysłanym liście napisał, że moje prace z teologii mistycznej zdążył bliżej poznać. Moja siostra, jako sekretarz Kancelarii Rektorskiej, pełniła podczas wizyty Ojca Świętego na KUL rolę, w jakiejś części podobną do roli księdza Tucci w Watykanie:
odwoływały się do niej służby porządkowe. Nazywaliśmy ją w tym dniu panią dyrektor Tucci. Wyprowadziła z auli swego męża, profesora Stępnia, i mnie, znajdując nam wygodniejsze miejsca. Mogliśmy też przez okna obserwować spotkanie Ojca Świętego ze studentami na dziedzińcu KUL.
Wspomnienia publikowane również w książce M.Gogacza "Kościół moim domem".